czwartek, 2 lutego 2017

Grudzień 2016

 Jest i oto post. Dużo szybciej niż się spodziewałam. Postanowiłam, że będę robiła podsumowania po każdym miesiącu. O wiele łatwiej jest mi wtedy wszystko zapamiętać. Ogólnie to i tak piszę te posty tylko dlatego, że lubię wracać wspomnieniami do dawnych wydarzeń. Przeniosłam wszystkie starsze wpisy (od samego początku bloga) do wersji roboczej. Teraz tylko ja mogę je jeszcze zobaczyć. 
Nadszedł grudzień. Trwało moje wyczekiwanie na kolejny rok. Drugi tydzień tego miesiąca był dla mnie bardzo przykry i smutny.  Cieszę się, że miałam wtedy zajęcia w szkole i mogłam trochę odreagować swoją rozpacz. Płacz, brak chęci do życia i do czegokolwiek, leżenie cały dzień i patrzenie pustym wzrokiem w sufit minęło na chwilę przed Bożym Narodzeniem. Wtedy było mi już "tylko" smutno. 

Święta...chyba spokojne. Wigilia taka sama jak zawsze. No, może trochę bardziej nerwowo niż zazwyczaj, ponieważ byłam (i nadal jestem) w konflikcie z wujkiem. Ja nie zamierzam pierwsza wyciągać ręki i on raczej chyba też nie. Trudno. Rodzina jest duża, nic nie tracę ;p 
W tym roku zaszalałam i w końcu kupiłam sobie do pokoju białą choinkę. Malutką, ale białą. Moja mama robi różne ozdoby na szydełku i "wydziergała" mi bombki. 
A co do choinki w pokoju rodziców...nie mogę postawić większej ani nic. Kot. Kot to jedyny i najważniejszy powód. Nikomu nie chciałoby się co chwila podnosić choinki z podłogi bo kot chce się w niej bawić (tak było).
Po Świętach znowu zmieniłam kolor włosów. Tym razem na czarno. I chyba tak je właśnie już zostawię. Okres przed Sylwestrem był w miarę spokojny. Jednak do ostatniej chwili zastanawiałam się gdzie go spędzę. Mogłam posiedzieć w towarzystwie przyjaciół z technikum, ale ostatecznie pojawiłam się na imprezie organizowanej przez chłopaka Ani: Piotrka. 
Sylwester miał zacząć się o 18.00. My z Anią przybyłyśmy na miejsce około 16.30, ponieważ pomagałyśmy w ogarnianiu tego. No i jeszcze przy okazji dorobiło się trochę więcej jedzenia. Pierwsze dwie godziny pełna kulturka przy stole. Pyszne jedzenie, alkohol, ciekawe konwersacje. Później doszło jeszcze trochę osób. Alkohol już niektórym (w tym mi) wchodził za mocno. Arek chyba najbardziej wtedy przesadził. Zepchnął swoją dziewczynę ze schodów. Ona biedna leżała z bolącą kostką. Po godzinie zawieźli ją na pogotowie. Zbita kostka. Ja już nie pamiętałam później za dużo. Lekki zgon, ale ogarnęłam się przed fajerwerkami. Tutaj też "śmiesznie". Kilka osób dostało petardami. Dobrze, że nic się nikomu nie stało. Był też mały epizod z rodzicami Arka. Ten widząc ich, uciekł gdzieś w dzielnicę i wrócił dopiero jak oni pojechali. Zabawa trwała jeszcze do około 4/5 nad ranem. Sam gospodarz odpadł trochę wcześniej. 
Wstałam około godziny 11. Jeszcze wtedy prawie wszyscy spali. Powoli jednak wracali do życia. Chociaż nie wszyscy. Niektórzy nadal byli pijani. A niektórzy dopiero zaczynali znowu. Tak, mowa o mnie. Poza ludźmi, których już wcześniej znałam, było też dużo nowych osób. W tym Asia. Ona najczęściej wypychała mnie na parkiet do tańca, za co dziękuję bo zabawa była świetna. Również z nią upiłyśmy się jeszcze przed powrotem do domu. Nadal utrzymujemy ze sobą stały kontakt. 
Poznałam tyle świetnych ludzi, znalazłam się w tylu ciekawych sytuacjach. To był chyba najlepszy Sylwester w moim życiu. W końcu jakaś konkretna impreza. I tak nastał Nowy Rok. 
Piszę dwa posty po sobie (grudzień, styczeń), więc możliwe bardzo podobne zabarwienie emocjonalne. Nie przedłużam postu. Następny przystanek- Styczeń!

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA!!! Nie spamuj! Każdy komentarz ze spamem będzie usuwany, a strona nie będzie odwiedzona. Jeśli chcesz bym zaglądnęła na twojego bloga, wystarczy, że dodasz mnie do obserwowanych. To tyle :)